- To co idziemy na trening? - zapytałem
Jednak w pokoju go nie było. Pokój był pusty. W panice rozglądałem się po pokoju.
- Hope! - zawołałem z nadzieją, że odpowie.
Przewróciłem kołdrę. Wypadł mój telefon. Co on tu robi? Był w ładowarce. Niepewny podniosłem go i odblokowałem. Ostatnie połączenie "8:27 Kris". Ja byłem wtedy w łazience. Więc kto odebrał telefon? Ustalenie kto go odebrał nie zajęło mi dużo czasu.
- Kurwa Hope.
Miałem jeszcze kilka SMS'ów od niego z prośbami byśmy się spotkali "sam wiem gdzie". Krew bulgotała we mnie ze złości. Hope nie mógł się z nim spotkać. On go zabije! Szybko ubrałem się i wybiegłem z dormu. Instynktownie pobiegłem na plac zabaw. Na ten, w którym pierwszy raz spotkałem się z Krisem. Podczas biegu intensywnie myślałem. Będę musiał wybrać któregoś z nich. Kris jest gotowy zrobić dla mnie wszystko, ale zachowuje się jakbym był jego własnością. Hope...znam go od niedawna, ale kocham go całym sercem. Wydaje mi się jednak, że trudno będzie nam się dogadać, bo żyjemy w dwóch różnych światach. W końcu dotarłem na miejsce. Nie chciałem na to patrzeć. Hope leżał pobity na ziemi. A Kris stał obok. Sparaliżowało mnie. Nigdy nie miałem dość odwagi, by sprzeciwić się Krisowi. Tyle razy ile mnie bił i gwałcił za drobne rzeczy, a ja godziłem się na to. Teraz jednak nie mogę pozwolić, by to się tak skończyło. Choć może później będę żałował swojej decyzji. Chcę być z Hobim. Kocham go. Pewny siebie wbiegłem na plac zabaw dotychczas stojąc z boku.